środa, 30 grudnia 2015

Co już za mną


Mam już na koncie pierwsze 'kroczki' na drodze do minimalizmu. I pierwsze przemyślenia.

U mnie wszystko zaczeło się od książek. Uwielbiam czytać, od jakiegoś czasu wyjątkowo dobrze  czyta mi się poradniki związane z samorozwojem. W ten sposób trafiłam na tą tematykę. I nagle olśnienie!

Ale może od poczatku - jak wpadłam w tarapaty.
Od kiedy pamiętam, zaczytywałam się w pismach wnętrzarskich, potem zachwycałam się blogami z obłędnymi zdjęciami, gdzie na porządku dziennym są prezentacje nowych 'zdobyczy' - a to kanapa, a to stolik, nowy kubek, a nawet pojemnik na cukier, który 'robi' klimat w kuchni :) Wkrótce pojawiło się mnóstwo sklepów z durnostojkami made in china w dowolnym stylu - i wpadłam. Wydawało mi się, że jak tylko wyposażę się w 'niezbędne' dodatki to mój dom stanie się niesamowicie stylowy, przytulny i piękny - jak te wnętrza ze zdjęć. Niestety, zamiast uczucia przytulności, zarówno ja jak i pozostali domownicy zaczeliśmy odczuwać przytłoczenie, sprzatanie zaczęło być gehenną, zabierającą bardzo dużo czasu, a codzienne szybkie tzw. ogarnięcie domu stało się praktycznie niemożliwe. Tak, miałam mnóstwo pięknych rzeczy, wiele upolowanych po przystepnych cenach - tylko co z tego? Mój ówczesny stan posiadania mnie poprostu męczył zamiast uszczęśliwiać. Ale wydawało mi się, że jestem poprostu źle zorganizowana a szczegóły potrzebują poprostu dopracowania...

Podobnie sytuacja się miała z ciuchami - szał wyprzedaży, znacie to? :) 3 w cenie 2 itp. okazje. 10 eleganckich bluzek, nie wiadomo po co i na jakie okazje, spódnice, których tak naprawdę nie nosiłam bo nie lubię, stos torebek, z których większość w sumie do niczego mi nie pasowała. A potem niedomykająca sie szafa, w gruncie rzeczy z byle czym...

Książki - nie każda jest warta przeczytania, nie każdą trzeba mieć na własność.

Kosmetyki - kupowanie na zaś, bo promocja, bo się przecież zużyje, bo ładnie pachnie. A potem zdziwiona niejednokrotnie wyrzucałam przeterminowane, nawet nie napoczęte specyfiki lub okazywało się, że nagle moje włosy zaczeły być suche, a twarz juz się tak nie błyszczy jak pol roku temu, kiedy kupowalam kremy w super promocji 2 w cenie 1 i pomimo szafki pełnej zapasów muszę kupić nowe kosmetyki.

Teraz, z perspektywy czasu zupełnie nie rozumiem jak mogłam tak długo w tym tkwić i nie widzieć bezsensu takiego kupowania i gromadzenia.
Pozbyłam się już bardzo wielu rzeczy, część sprzedałam, część oddałam, a wciąż jeszcze kilka pudeł czeka na ostateczne rozprawienie się :)

Jestem na etapie, że nadal lubię zaglądać na te blogi, przeglądać magazyny, pozachwycać się w sklepie pięknymi rzeczami. Ale już nie mam potrzeby kupowania i upiększania. Tego co podoba mi się u innych, nie musze mieć u siebie. Jeśli już kupuję to tylko te rzeczy, które są mi poprostu potrzebne i nie idę na kompromisy. Taka rzecz cieszy o wiele bardziej, komfort użytkowania jest nieporównywalny.

Ale chyba najważniejsze jest zaprowadzenie porządku w głowie. Lista priorytetów, samopoznanie, udzielenie samej sobie odpowiedzi na trudne pytania. Tu dopiero zaczynam, ale czuję, że to najistotniejsza część tej drogi.

Upraszczanie życia to proces, powolny i stopniowy. Niesamowite, ze żyjemy w świecie gdzie musimy się tego uczyć, że nie jest to coś naturalnego...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wizytę i pozostawienie po sobie śladu. Zapraszam ponownie :)