czwartek, 6 października 2016

A w listopadzie...


Jakiś czas temu znalazłam w internecie informacje o Targach Kosmetyków Naturalnych 'Ekocuda' zaplanowanych na listopad.

Po przejrzeniu listy wystawców, bardzo się ucieszyłam - jest tam wiele znanych marek, ale także kilka polskich, mniej popularnych, które już od jakiegoś czasu miałam ochotę wypróbować, ale zniechęcały mnie koszty przesyłki lub perspektywa zamawiania czegoś na zapas, żeby tylko ich uniknąć. Tak, zdecydowanie nie lubię płacić za przesyłkę dlatego formuła takich targów jest dla mnie dość atrakcyjna, sama inicjatywa promowania kosmetyków naturalnych również bardzo mi sie podoba.

Pomyślałam sobie więc, że warto się tą informacją podzielić również z Wami. Fajnie będzie powąchać, przetestować na miejscu i porozmawiać z autorami.
Sama nastawiam się głównie na polskie marki, żadne tam seryjne produkcje ;) Jakoś takie kosmetyki służą mi najlepiej, wierzę że to dlatego, że jest w nich serce i pasja.
Aktualnie kończy mi sie sól do kąpieli (mam na oku tą od hagi), peeling do ciała (wypatrzyłam już sobie ten z wytwórni mydła, fajną opcją jest też ich mydło peelingujące), chciałabym także wypróbować mydło do włosów od purite. Wraz z nastaniem niższych temperatur, także jakieś smarowidło do rąk i ciała staje się niezbędne.

Targi posiadają fanpage na Facebooku oraz stronę internetową, gdzie można sprawdzić aktualną listę wystawców: KLIK.
To jak, będziecie?

wtorek, 4 października 2016

Październik miesiącem niekupowania.


Porządki w szafie zrobione, jest przestronnie, wszystko do siebie pasuje, jestem zadowolona. Ale przeglądając prasę znalazłam kilka fajnych fasonów swetrów, spodni i buty. Dookoła niezwykle sugestywne hasła, z gatunku moich 'ulubionych': must have sezonu, obowiązkowe w każdej szafie, itp. Tymczasem u Kasi z 'Simplicite' przeczytałam w jednym z jej ostatnich postów:

'(...) W zeszłym roku postanowiłam nie kupować nowych kozaków, tylko donosić stare (już kilkuletnie). W tym roku wyciągnęłam je i stwierdziłam, że przydałoby się kupić nowe. I nawet zaczęłam nowych szukać. A potem uświadomiłam sobie, że tak naprawdę to poruszam się po mieście głównie samochodem (albo komunikacją miejską, ale nie na długie dystanse) i w zeszłym roku kozaki miałam na sobie dosłownie kilka dni w ciągu całej zimy. A na co dzień chodziłam w sztybletach lub botkach. I tak, postanowiłam nie kupować nowych kozaków, tylko stare dać do ponownego odświeżenia u szewca w razie, gdy byłoby naprawdę zimno. Nie kupię tylko po to, żeby mieć (...)'.

Ostatnie zdanie. No właśnie. Świetne są te rozkloszowane sweterki, ale przecież mam w szafie 4 świetnej jakości, posłużą mi z pewnością jeszcze kilka lat. Liczba butów jest dla mnie w pełni wystarczająca i maksymalna biorąc pod uwagę gabaryty naszej szafki. Czemu zatem podświadomie daję się nakręcać, wracam do tych gazet, oglądam, czego tam szukam?

Mam pewien sekretny notes. Zakupo-notes. Od pewnego czasu zapisuję tam wszelkie potencjalne zakupy z kategorii extra w danym miesiącu. Kosmetyki, ubrania, książki, potencjalne wyjścia do kina, piekne rzeczy, które wpadły mi w oko, ale nie są mi niezbędne.
Przez cały miesiąc zapisuje wszystko wraz z cenami, a dzień po otrzymaniu pensji wracam do tych notatek, podliczam ile to by mnie kosztowało (zazwyczaj wychodzi jakaś zawrotna suma), a następnie wykreślam lub przenoszę na następny miesiąc, jeśli nie jestem pewna i nie mogę się zdecydować. Nad tym co zostało myślę jeszcze kilka dni i albo zamawiam, albo wykreślam.

Ta strategia z zakupo-notestem uratowała mnie już kilka razy przed zakupami bez sensu, tylko dlatego, że coś było takie fajne, ale niekoniecznie mi niezbędne, jak się okazało po przemyśleniu sprawy. Bardzo też działa na mnie podliczanie wszystkich pozycji z listy - zdecydowanie otrzeźwia. Bo jest trochę tak, że kupując kilka rzeczy w miesiącu po 50, 100 PLN w momencie płacenia nie odczuwamy tego jakoś boleśnie, wkońcu to nie jest jakaś ogromna kwota, ale już pod koniec miesiąca, kiedy te kilka zakupów się zsumuje wychodzi z tego poważna liczba.

Z październikowej listy wykreśliłam wszystko. Chciałam skorzystać z promocji na ulubiony krem, ale mam w łazience aktualnie jeszcze 1,5 tubki do wykorzystania, bardzo podobała mi się srebrna bransoletka, ale może poprostu dostanę ją pod choinkę. Nowe buty - fajny, wyjątkowy modny fason, ale... nie potrzebuję kolejnej pary.

Postanowiłam pójść krok dalej: w październiku nie kupuję nic poza żywnością. Warzywa, owoce, pieczywo, kasze. Nawet herbat mam spory zapas (uwielbiam próbować nowe mieszanki), trzeba zwolnić nieco miejsca w szafce, bo nic nowego się już nie zmieści. Podobnie z mąkami (eksperymentując z kuchnią roślinną mam w posiadaniu obecnie wiele oryginalnych rodzajów). Przykłady można by mnożyć, gdzie nie zajrzę, czają się jakieś zapasy.

Decyzja ta dała mi niezwykłe poczucie lekkości. Wszelki nadmiar obciąża, myślę sobie coraz częściej, że nie tylko nadmiar rzeczy, ale także pragnień i oczekiwań...

W połowie miesiąca dam znac jak mi idzie ;)



poniedziałek, 3 października 2016

Polubić jesień - krótki poradnik pozytywnego myślenia


Wobec tego wszystkiego co dzieję się ostatnio dookoła nas, trudno mi zachować wewnętrzną radość i spokój ducha. Z całych sił staram się nie poddawać tej atmosferze i nie ulegać złej energii.

Przekonałam się już, że warto i trzeba z całych sił starać się myśleć pozytywnie. Nawet w drobnych sprawach, bo od nich zacząć najłatwiej, a niosą ze sobą dużą zmianę.

Może temat wyda się Wam trywialny, ale chyba największa sztuka polega na dostrzeżeniu czegoś fajnego w małych rzeczach. Zatem, pierwszy raz, własnie w tym roku, poczułam, że lubię jesień.
Zawsze był to dla mnie czas żalu za latem, słońcem, długim dniem, ciepłem. Czekałam na zimno i pluchę, a one oczywiście nadspodziewanie prędko nadchodziły. Wraz z nimi smutek niewiadomego pochodzenia, jakaś taka wewnętrzna melancholia, uczucie przemijania.

Ostatnio moje dziecko powiedziało, że lubi jesień, bo można pobawić się w domu, wieczór jest dłuższy i mamy wreszcie czas na czytanie i rysowanie, nie trzeba prawie od razu po powrocie z dworu iść spać. Pomyślałam, że w sumie to ten mój maluch ma rację. Ha! - nie pierwszy raz zresztą :)

Najwyższy czas zmienić myślenie i zamiast tęsknić do lata, wykorzystać to, co oferuje nam jesień.
  • Wbrew pozorom ciagle nie brak ciepłych, słonecznych dni - w tym roku aura jest dla nas nadspodziewanie łaskawa. Można spacerować do woli wśród szeleszczących liści, nawet w samo południe, bo słońce nie jest już tak agresywne jak latem, mam wrażenie że teraz świeci na brązowo.
  • Wrzesień to czas zbioru żołędzi i kasztanów, które potem nosimy w kieszeniach kurtek, a one zapewniają nam dobrą energię. Resztę zbiorów można wykorzystać do stworzenia dekoracji - u nas na komodzie stoi pękaty słój po brzegi wypełnionymi tymi dobrami i prezentuje się wspaniale.
  • Mieszkanie w bloku znowu staje się znośne, upalne lato daje bardzo w kość mieszkańcom dużych miast - jedynym miejscem, gdzie można się schronić są duże parki, beton chłonie gorąco jak gąbka. Za to jesienią na zewnątrz jest chłodno a w mieszkaniu wciąż ciepło, bez potrzeby dogrzewania. 
  • Znowu typowo miejskie rozrywki jak muzeum, teatr czy kino wracają do łask. Szukamy fajnych sposobów na spędzenie weekendu w niestandardowy sposób.
  • Odzyskujemy wieczory - wcześniej zapada zmrok i dzieci wcześniej chodzą spać, jest czas na jakiś wartościowy film, pogadanie lub dłuższe poczytanie książki połączone z delektowaniem się dobrą herbatką.
  • W szafie robi się luźniej - też tak macie, że Wasze szafy są zapełnione po brzegi latem? I ciągle jest pełno prania, bo po jednym upalnym dniu garderoba całej rodziny ląduje w koszu... Jesień to u mnie oddech dla pralki, u Was też?
  • Dzieci wracają do przedszkoli i szkół, wraca rutyna, przewidywalność. Nastaje jakiś taki spokój. 
Nigdy dotąd nie lubiłam jesieni. Jak widać zawsze można zacząć myśleć inaczej.