piątek, 10 marca 2017

Mam ostatnio małą rewolucję w życiu...


Musiałam zmienić miejsce pracy. Dojeżdżam teraz codziennie na drugi koniec miasta. 
Niemal z dnia na dzień, musieliśmy przeorganizować plan dnia, mój czas dla siebie znacznie się zredukował. 
Długo zajeło mi pogodzenie się z tą sytuacją i przystosowanie się do nagłych i niespodziewanych zmian, bo ponad miesiąc... 

Wiem jednak, że nic nie dzieje się bez przyczyny i wierzę, że chociaż na razie ciężko mi znaleść dobre strony tej sytuacji, to jednak taka ona dla mnie w gruncie rzeczy jest. 

Dziękuję wszystkim zaglądającym i proszę o jeszcze trochę cierpliwości. Wrócę na pewno!

piątek, 3 lutego 2017

Chaos kontrolowany czyli cała zawartość mojej torebki


To niesamowite ile można upchnąć w damskiej torebce. 

Ja od roku mam model dla mnie idealny - listonoszkę Goshico. Jest prostokątna, bardzo pojemna i z rozszerzanym dołem dzięki czemu szybko mogę zlokalizować potrzebną rzecz. Jedyną wadą jest niewielka ilość wewnętrznych kieszonek - w moim modelu tylko jedna, mała w środku. Przeznaczyłam ją na dokumenty i klucze.



Dlatego używam dodatkowo dwóch małych kosmetyczek. W jednej trzymam  podręczne kosmetyki, a w drugiej mój dział spożywczy :)


Zima obowiązkowo noszę ze sobą krem do rąk i paczkę chusteczek. Z uwagi na dzieci mam też zawsze przy sobie mokre chusteczki i plasterki. 
Puder w kamieniu z lusterkiem- bardzo lubię ten ze zdjęcia, czyli Bourjois Bio Detox, ale jest już chyba nie do dostania. Kilka lat temu można też było kupić bez problemu podład z tej linii, był rewelacyjny, zużyłam 3 buteleczki, a potem się okazało, że został wycofany z oferty. Szkoda.
Pomadka ochronna - mój must have zimą. Pomadek kolorowych raczej nie używam na codzień przy niskich temperaturach, błyskawicznie wysychają mi usta.
W metalowym pudełku noszę wkładki i podpaski. Z taką właśnie zawartością, jakiś czas temu kupiłam je w drogerii. 
I jeszcze grzebień. Odkąd spróbowałam drewnianego, nie kupię już nigdy z plastiku. Nawet tak krótkim wlosom jak moje, nie jest wszystko jedno.


Mój spożywczy zestaw ratunkowy. 
Zawsze mam przy sobie baton z gatunku tych zdrowszych, chlorellę w tabletkach do podgryzania (dziennie staram się zjeść ok 20 sztuk), ulubione herbatki oraz młody jęczmień i magnez. W połączeniu z wodą, szybko można zrobić sobie zdrowy napój. A wodę w małej, szklanej butelce mam także zawsze ze sobą. 
Nie cierpię plastiku i unikam jak mogę - ta buteka jest po jakimś soczku dla dzieci z którego zdjęłam etykietę, umyłam i używam już jakiś rok. Wlewam do niej domową, filtrowaną wodę. 
Polecam!

Luzem w mojej torebce noszę portfel, telefon, kalendarz i piórnik. 

A co Wy nosicie w swoich? Napiszcie, jestem bardzo ciekawa :)

środa, 25 stycznia 2017

Dzięcięca złość, a dorosła umiejętność akceptacji i empatii. Garść refleksji.


Podczas wczorajszych zakupów w markecie byłam świadkiem pewnej sytuacji. 
Postanowiłam o niej napisać, bo nie zareagowałam, tak jak podpowiadało mi sumienie i jak czułam, że powinnam. Z drugiej strony nie wiem czy moja interwencja jako osoby z zewnątrz w sytuację między rodziciem a dzieckiem, na pewno byłaby tu na miejscu. 

W równoległej do mojej kolejce do kasy, stała mama z dziewczynką, jakieś 3-4 letniej. Małej coś wyraźnie nie pasowało, po pewnej chwili zaczeła marudzić, kiedy jej mama zapłaciła i zaczeła pakować swoje zakupy emocje przeszły już w złość - zaczeło się tupanie, pisk i płacz. 

Mama się wściekła - klasyka niestety... Nakrzyczała na dziecko, że źle się zachowuje, że co to ma wogóle znaczyć, że ma się natychmiast uspokoić i wychodzą ze sklepu. Rozglądała się przy tym z zakłopotaniem dookoła - oczywiście wszyscy się gapili. 
Krzyczała i ze złością patrzyła na dziecko z góry - wiem z własnego doświadczenie, że zejście do poziomu dziecka, kiedy chcemy mu coś zakomunikować działa cuda, a coś takiego tylko potęguję granicę rodzic/dziecko i wrażenie odrzucenia.

Oczywiście dziewczynka nie chciała włożyć czapki, nie chciała wyjść ze sklepu, stała i płakała, uczepiona kaloryfera, z przerażeniem w oczach....

'Boże, przytul ją, poprostu. Nie krzycz, nie dokładaj do pieca, przecież ona się boi. Przytul ją i się uspokoi" - mówiłam do siebie w myślach. Chciałam podejść i powiedzieć to tej kobiecie, która w ślepej złości, widziała już tylko to, że dziecko jej nie słucha.

Nie zrobiłam tego. Minełam je i wyszłam ze sklepu.
Dużo mnie to kosztowało, bo ogromnie było mi żal tego małego dziecka z oczkami wystraszonego królika. Ale czy miałam prawo się wtrącać? Oceniać, nie mają obrazu całej sytuacji? Nie wiedząc co naprawdę się wydarzyło? No właśnie, nie czułam się upoważniona. I skąd mogłam mieć pewność, że to zadziała? 

Wyjeżdżając z parkingu widziałam, jak mama na siłę próbuje włożyć dziewczynce czapkę i kiedy się to nie udaje przyklęka przy niej i próbuje raz jeszcze. 
Tym razem znajduje się na wysokości mokrej od łez, czerwonej buzi... Wygląda na to, że wreszcie nawiązały kontakt wzrokowy. Coś do niej mówi, chyba już nie krzyczy... Mała wyciaga do niej rączki, przytulają się. 

Uffff kamień z serca. 

Jesteśmy dorośli - nie krzyczmy, przytulajmy! ZAWSZE! 
I niech się wszyscy gapią, nauczmy się akceptacji dla dziecięcej złości, to tylko jedna z emocji, ani lepsza ani gorsza, potrzebna naszemu dziecku tak samo jak każda inna.

Walczę bardzo z nawykowym mówieniem moim dzieciom, że są 'niegrzeczne'. Bo to nieprawda. Są wspaniałe, poprostu czasami się buntują i są nieposłuszne. Ale jeśli dam im do tego prawo teraz, uszanuję ich bunt, porozmawiamy o ich racjach jak równy z równym, to mam nadzieję, że w przyszłości, będą miały odwagę powiedzieć 'Nie' i walczyć o siebie, gdy będzie trzeba. 
Bez strachu o gniew drugiego dorosłego, ani uczucia bycia znowu małą dziewczynką, która ma być posłuszna, bo ludzie patrzą...