piątek, 30 września 2016

Jak śmiecić mniej czyli zacznij od mydła



Początek tegorocznego lata był niezwykle upalny. Rano - prysznic, wieczorem - prysznic, obowiązkowo. Czasami przydałby się jeszcze jeden dodatkowy w połowie dnia.

Puste, plastikowe butelki po żelach pod prysznic jedna po drugiej lądowały w łazienkowym śmietniku - jednocześnie wszyscy używamy tej samej sztuki, więc tempo było zastraszające. Pomyślałam sobie, ile takich odpadów przez tydzień upałów wygeneruje cały nasz blok... Autentycznie mnie wtedy zmroziło. Bo chociaż kupuję głównie kosmetyki naturalne i bio, to jednak ich opakowania w większości już takie nie są. Prawie wszędzie plastik, bezzwrotny.

Muszę tu wtrącić, że chwalebnym wyjątkiem jest marka Phenome - oni przyjmują spowrotem wszystkie opakowania swoich kosmetyków, a jeśli chcemy przy okazji kupić nowy kosmetyk, dostajemy za zwrot opakowania 5% rabatu. Niestety, ale naszym zużyciu żeli pod prysznic zwłaszcza w upały, kupując wyłącznie te ich marki, szybko poszłabym z torbami, bo cena jest jednak dla mnie za wysoka, chociaż jakość tych kosmetyków jest świetna.

Jestem pokoleniem, które pamięta czasy sprzed żeli, peelingów, odżywek i innych zagranicznych, kosmetycznych cudów, które chociaż na początku kupowane byłe z zachwytem ale i lekką nieufnością, szybko stały się standardem. Co zatem było przed?

Na poczatku było zwykłe mydło. Poprostu. Eureka! - W ten sposób wróciłam do mydła.
Zwłaszcza, że obecnie na rynku jest tyle świetnych, naturalnych, obłędnie pachnących mydełek. Wiele z nich można stosować także jako szampon do włosów czy żel do higieny intymnej (np. wspominane już przeze mnie mydło Aleppo) - a to oznacza jeszcze mniej plastiku. Wspaniałe mydełka od Ministerstwa Dobrego Mydła, dostępne w drogeriach afrykańskie czarne mydła i wiele, wieeeele innych. Dzięki mojej decyzji o całkowitej rezygnacji ze specyfików w plastikowych opakowaniach, jestem właśnie na przyjemnym etapie testowania.

W trakcie moich poszukiwań okazało się także, iż balsamy do ciała, peelingi, kremy do twarzy można z kolei bez problemu kupić w szklanych opakowaniach. I są to często naturalne kosmetyki, świetnej jakości. Cena jest wyższa, ale do zaakceptowania. To tylko kwestia dokonywanych przez nas codziennie wyborów. Moim odkryciem są tu dwie polskie marki: hagi oraz iossi.

Kwestia żelu pod prysznic uruchomiłą lawinę, bo zaczełam się uważnie przyglądać, jakie jeszcze śmieci często generujmy w łazience i okazało się, że bez większych poświęceń równie łatwo można zminimalizować i ich ilość.

Zatem kolejna rzecz - waciki jednorazowe. Conajmniej 2 dziennie, bo się nie maluję. Zmycie tuszu do rzęs kolejne 4. Przelałam więc mój tonik do czarnej, szklanej buteleczki z atomizerem - sprawdza się świetnie, dodatkowy plus jest taki, że dzięki takiej aplikacji wolniej zużywam kosmetyk - połowa zostawała na waciku.
Do wszelkich innych celów, jak np. wspomniany demakijaż rzęs zakupiłam natomiast wielorazowe, bambusowe płatki kosmetyczne. Mam je ponad 2 miesiące i sprawdzają się świetnie, piorę razem z jasnymi ubraniami, te bardziej zabrudzone z pościelą w 60 stopniach.

Podpaski. Znalazłam wiele alternatyw np.: kubki menstruacyjne, ekologiczne wersje podpasek, które można kompostować i podpaski wielorazowe. Ja przeszłam na dwie ostatnie opcje.
Podpaski kompostowalne niczym nie różnią się od konwencjonalnych, poza ceną niestety, dlatego kiedy jestem w domu przechodzę na wielorazowe. Minusy tego rozwiązania to konieczność namaczania i szybkiego prania, więc pewnie nie jest to alternatywa dla każdego, ale mnie te niedogodności nie przerażają i jestem w stanie je zaakceptować w imię generowania mniejszej ilości śmieci.

Kolej na pranie. Przez jakiś rok używałam naprzemiennie orzechów wraz z ekologicznym płynem do prania do bardziej poplamionych ubrań, bo niestety orzechy czasami niekoniecznie dają radę.
Kiedy w domu są dzieci, prania jest sporo, więc i tych butelek trochę zużywałam... Dobre rzeczy słyszałam o kulach piorących i postanowiłam spróbować. Mam nadzieję, że i u mnie się sprawdzą.
Nie używam żadnych płynów do płukania i tym podobnych dodatkowych specyfików bo staram się ograniczać wszelką dodatkową chemię w naszym otoczeniu, więc nie mam też żadnych odpadów z tego tytułu.

Kolejne generatory śmieci to szczoteczki do zębów i wszelkie ściereczki i zmywaczki.
O ile szczoteczki łatwo wymieniłam całej naszej czwórce na drewniane z bambusowym włosiem, o tyle ze znalezieniem ekologicznego zmywaka miałam problem. Wkońcu zakupiłam ściereczkę marki Sodasan, którą można prać, a przypomina najbardziej te konwencjonalne, które do tej pory używałam. Do zmywania naczyń natomiast mam szorstką kostkę z jakiejś rośliny, niestety opakowanie już wyrzuciłam, a nazwy tej rośliny nie pamiętam i muszę sprawdzić u sprzedawcy. Ma mi wystarczyć na 12 miesięcy użytkowania i jest w pełni biodegradowalna.
Niebawem rozpocznę testy.

Na razie to tyle, ale teraz bacznie przyglądam się temu co kupuję, jak to jest zapakowane i jak bardzo dana rzecz jest mi niezbędna i nie do zastąpienia. Musze przyznać, że lepiej się z tym czuję, chociaż na pewno taka postawa życia nie ułatwia, ale to tylko na początku. Wierzę, że warto świadomie kupować i konsumować.

A co Wy myślicie na ten temat?

środa, 28 września 2016

Moje miejsca w sieci - blogi 2/2



Czas leci, znowu miesiac mnie tu nie było. Bardzo intensywny miesiąc, mam o czym pisać! :)
Kilka kolejnych postów właśnie powstaje, a tymczasem... czas najwyższy na część drugą posta o fajnych blogach :)

Jest to obecnie jeden z najpopularniejszych, polskich blogów o minimaliźmie. Ja czytałam go, kiedy jeszcze taki nie był i zawdzięczam mu spore porządki w głowie i mieszkaniu. Jeśli jakimś cudem, nie znacie bloga Kasi, to koniecznie do niej zajrzyjcie.


Myślę, że Kasia jest osobą, której różne fajne rzeczy w życiu się udały. Zdecydowanie wie czego chce, ma swój własny styl, który bardzo mi się podoba, jest odważna i szczera. Jej blog jest dopracowany i zawiera same rzetelne informacje.
Zaglądam tam zawsze kiedy potrzebuję motywacyjnego kopniaka, nie tylko w kwestii porządkowania szafy i mieszkania - oto jeden z moich ulubionych postów, 'nie na temat' ;) -> CLICK

Na bloga Merely Susan trafiłam przypadkiem i z miejsca zakochałam się w jej akwarelach.
Udało mi się nawet poznać autorkę osobiście w lipcu, przy okazji jednych z licznych targów, odbywajacych się pod chmurką. Okazała się być bardzo młodą, skromną osóbką, a jej dzieła na żywo zachwyciły mnie jeszcze bardziej. Od tamtej pory śledzę wszelkie nowości i chętnie obwiesiłabym nimi wszystkie swoje ściany.


U Zuzi można także kupić przepiękne zakładki do książek, kalendarze i notesy - wszystko z jej przecudnymi pracami.

Mam lekką obsesję na punkcie zdrowej kuchni, fajnych przepisów i przemycania do jedzenia niecodziennych składników. Moje półka z książkami kulinarnymi wprost się ugina, mam tu samych zaufanych i sprawdzonych autorów. Uwielbiam przeglądanie moich zasobów w poszukiwaniu czegoś pysznego, co można zrobić np. ze śliwek. Kiedy tak szukam, szukam i nic, przenoszę się wkońcu z tymi poszukiwaniami do sieci. Zaglądam tylko w dwa miejsca, ale zawsze znajduję dokładnie to o co mi chodziło. Nie mam pojęcia jak to się dzieje, ale zawsze tak jest.
Oto te miejsca, wspaniałe kobiety, cudowne zdjęcia i pełne pasji przepisy:



Będę wdzięczna za podesłanie mi Waszych ulubionych blogów, drodzy Zaglądacze :)

Miłej lektury!